Mirosław Hermaszewski: 5 zaskakujących faktów o pierwszym Polaku w kosmosie

i

Autor: MAREK LASYK/REPORTER

Mirosław Hermaszewski: 5 zaskakujących faktów o pierwszym Polaku w kosmosie

2022-12-13 10:32

- Latać jeszcze szybciej i wyżej niż dotychczas — to było coś – napisał we wspomnieniach tłumacząc dlaczego wybrał lotnictwo. Kim był człowiek, który dla wielu Polaków stał się symbolem? Na pewno nie postacią z pomnika i to właśnie jest najciekawsze.

Pokonanie granicy między Ziemią a kosmosem to coś, co zawsze rozbudza wyobraźnię. Ci, którzy mogą to zrobić, stają się w oczach społeczeństwa kimś więcej niż lotnikami, naukowcami czy badaczami. Tutaj zaciera się już rola w wojsku lub instytucji naukowej. Człowiek przekraczający granicę kosmosu jest w świadomości masowej kimś więcej: wybrańcem i pionierem. Dlatego astronautów (USA) i kosmonautów (Rosja oraz dawne ZSRR) otacza z reguły aura szczególnego szacunku. W końcu w kosmos mogą polecieć tylko najlepsi z najlepszych.

Dla wielu Polaków Mirosław Hermaszewski był symbolem, nie tylko pokonania granic ziemskiej atmosfery, ale też ograniczeń związanych z pozycją naszego kraju w świecie. Jednak poza rolą symboliczną, był też po prostu człowiekiem, o barwnym życiorysie, o wielu twarzach, jak każda i każdy z nas.

Przeżył 81 lat, był świadkiem przemian politycznych, społecznych, doświadczył także straszliwych tragedii. Kogoś o tak długim życiu trudno sprowadzić do jednej kategorii, dlatego postanowiliśmy pokazać Wam go z wielu stron. To prawda, był Pierwszym Polakiem w Kosmosie, ale przecież nie tylko! Poznajcie 5 zaskakujących faktów o Mirosławie Hermaszewskim.

1. Ryzykant

W swoich wspomnieniach Hermaszewski nierzadko pisał o swojej fascynacji prędkością. Przekraczanie kolejnych granic, ustanawianie osobistych rekordów, były dla niego wyjątkowo ważne. Oczywiście wiązało się to także z ryzykiem, którego delikatnie mówiąc, nie unikał. Wystarczy przypomnieć jego dwa wyczyny. W swojej książce "Ciężar nieważkości. Opowieść pilota kosmonauty" wspomina przelot nad szkołą, gdzie żona zdawała maturę.

"Pewnego majowego dnia wracaliśmy kluczem z lotniska Kamień Śląski do Krzesin. Trasa wiodła w pobliżu Wołowa. W tym dniu Emilia zdawała maturalny egzamin pisemny. By podtrzymać ją na duchu, dałem nura ze stratosfery i zameldowałem się nad dachem liceum. Nie wiem, czy pomogłem, ale efekt był wyraźny."

Innym razem postanowił wyrazić lotniczo swoją radość z powodu narodzin syna.

"Żona na tysiąclecie Państwa Polskiego wzbogaciła naszą rodzinę o synka - Mirosława. Na drugi dzień po narodzinach pierworodnego przebazowywałem samolot bojowy z Babimostu (...) do Wrocławia. Trasa wiodła prosto przez Wołów, więc najpierw tam, a za chwilę nad szpitalem na Gaju z lotniczym fasonem zademonstrowałem moją szczególną radość. Tym razem do rozumu przemówiła mi mama. Odtąd Wołów omijałem szerokim łukiem."

Nie dysponujemy relacją nauczycieli i lekarzy z tych wydarzeń, ale z pewnością byli zaskoczeni.

2. Bohater piosenek

- To się będzie za nim wlokło przez całe życie – ironizował legendarny poeta i satyryk Maciej Zembaty zapowiadając piosenkę wspominającą misję Mirosława Hermaszewskiego. Śmiał się tu jednak nie tyle z samego kosmonauty, co z rozdętej komunistycznej propagandy. Moment symbolicznego powitania i pocałunku między Hermaszewskim i radzieckim kosmonautą Aleksandrem Iwanczenkowem zainspirował artystę do napisania utworu.

Generałowi Hermaszewskiemu poświęcił utwór także zespół Niwea. Na swoim debiutanckim albumie "01" umieścili eksperymentalny utwór o polskim kosmonaucie. Nie jest to kawałek, który będziecie nucić przy goleniu, to połączenie poezji i elektroniki. Dziwne? Na pewno bardzo ciekawe!

3. Przemytnik

Oczywiście najsłynniejszym kosmicznym przemytnikiem jest Han Solo z sagi "Gwiezdne Wojny", ale Polacy nie gęsi i swego Solo mają. Mirosław Hermaszewski zabrał ze sobą w kosmos kilka ciekawych rzeczy i nie wszystkie z nich znalazły się tam za wiedzą, zgodą i aprobatą kierownictwa misji. Lot w kosmos władze starały się wykorzystać propagandowo na wszystkie sposoby, zatem kosmonauta był wyposażony w całą kolekcję symbolicznych przedmiotów:

  • portrety Breżniewa i Gierka
  • manifest PKWN
  • miniaturowe wydanie „Manifestu komunistycznego”
  • ziemia z pól Lenino– pocztowy stempel okolicznościowy
  • 21 sztuk flagi narodowej PRL
  • herby miast wojewódzkich (49)
  • dwie sztuki godła państwowego PRL
  • proporce PZPR i innych organizacji komunistycznych.

Jednak nie to jest najciekawsze. Hermaszewki, któremu nie można odmówić fantazji, na pokład przemycił także alkohol. Miał go ze sobą w 4 malutkich buteleczkach po paście do smarowania elektrod. W kosmosie został spełniony toast.

4. Dotknięty tragedią

Rodzina Hermaszewskiego w straszliwy sposób doświadczyła rzezi wołyńskiej. W 1943 roku UPA napadłą na miejscowość Lipniki, gdzie urodził się przyszły kosmonauta. Podczas masowych mordów zginęło aż 19 członków rodziny Hermaszewskiego. Po tej tragedii rodzina tułała się przez pewien czas szukając miejsca do życia, aż w końcu zostali wysiedleni na Dolny Śląsk. Zamieszkali w Wołowie, niedaleko Wrocławia.

5. Świadek katastrofy

Gdy 9 maja 1987 roku doszło do katastrofy samolotu Ił-62M SP-LBG „Tadeusz Kościuszko” Mirosław Hermaszewski był w trakcie służbowego lotu. Przelatywał w niedalekiej okolicy w maszynie TS-11 "Iskra". Widział moment eksplozji w Lesie Kabackim, w której zginęły 183 osoby. To największa katastrofa w historii polskiego lotnictwa pod względem liczby ofiar. Oto fragment wspomnienia Hermaszewskiego:

(...) 9 maja leciałem służbowo z Dęblina do Piły. I kiedy osiągnąłem nakazaną wysokość około 2000 metrów, i przelatywałem w rejonie Warki nad Pilicą, wprowadziłem pewną korektę kursu, ponieważ wiatr był silniejszy niż oczekiwałem; i spojrzałem w kierunku Warszawy, a pogoda była dobra, choć bardzo takie wyraźne zamglenie. A zawsze kiedy spoglądasz na Warszawę z powietrza, to widać rozbłyski szklarni okolicznych. Ale w tym momencie pojawił się jakiś inny nieco rozbłysk. Tak kątem oka go zauważyłem. Nie taki jasny, a bardziej przypominający jak gdyby zapalenie zapałki; więc spojrzałem i widzę, że ten płomień bardzo szybko urósł i zamienił się jak gdyby w typowo czarny atomowy grzyb. I wtedy natychmiast zgłosiłem to do kontroli obszaru, do Warszawy. Dopiero chyba po kilkukrotnym wywołaniu kontrolera, kontroler bardzo spokojnie odpowiada, jak dziś pamiętam: „Zero pięćdziesiąty” (taki miałem indeks), „tak, dziękuję, my wszystko wiemy”...

"Kiedy trzeba, chwytam za kable” – Janek Świtała | Tak trzeba żyć #15 Eska Rock