Społeczność internetowa wręcz kocha takie historie. Obraz sprzed wieków, na którym coś łudząco przypomina nowoczesną technologię, niewyjaśnione przedstawienia w starożytnych grobowcach i świątyniach dawnych plemion, mają być dowodami na istnienie podróżników w czasie.
Wcześniej mural Umberto Romano z 1937 roku (przedstawia przybycie kolonizatorów do Nowego Świata w 20-tych latach XVII wieku) traktowano podobnie, gdy ktoś spostrzegawczy skojarzył trzymany przez jednego z rdzennych mieszkańców na przedstawieniu przedmiot ze smartfonem. Niektórzy doszukują się także takich dowodów na podróże w czasie na poniższym filmie z przełomu lat 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku.
Obraz Waldmüllera ostatnio krążył po internecie jako kolejny dowód na podróżników w czasie, którzy przetrwali na obrazach. Jaka jest jednak prawda o tej dziewczynie? Zupełnie zwyczajna: najprawdopodobniej trzyma w rękach malutki modlitewnik. Malutkie biblie, modlitewniki lub śpiewniki były bardzo popularne, także na obszarach wiejskich. Na dowód portal The Daily News Opinion przedstawia na swoim Twitterze zdjęcie takiego właśnie wydania, które mieściło się w ręku.
To rodzi w nas inne pytania. Czyżbyśmy się już tak bardzo przyzwyczaili do internetu, smartfonów i czerpania z nich każdego rodzaju wiedzy, że najzwyczajniej zapomnieliśmy o czymś takim jak „kieszonkowe wydanie”? Jeszcze niedawno była to przecież bardzo popularna forma drukowania popularnych książek, słowników i podręczników. Słynna „Historia w pigułce” Piotra Pieśniarczyka ratowała życie niejednej uczennicy i niejednego ucznia. Kto wie, ten wie, a przecież w tej samej kieszonkowej serii ukazały się „ściągi” do innych przedmiotów.
Polecany artykuł: