Jak Zła Małpka wysadziła internet? Historia ze świata muzyki, którą znać powinien każdy

i

Autor: Pixabay

Jak Zła Małpka wysadziła internet? Historia ze świata muzyki, którą znać powinien każdy

2023-03-21 16:30

To historia o tym jak łatwo jest wpływać na rynek w małej skali, a skoro można w małej, to czemu nie w wielkiej? To także przestroga przed podążaniem za modą i przepłacaniem jedynie z powodu znanego logo na danym produkcie. Wydarzyła się w środowisku internetowych fascynatów gitar elektrycznych, ale mogłaby zdarzyć się w praktycznie każdym innym sektorze. Jak tworzą się internetowe bańki? Przekonajmy się.

Zacznijmy od tego o co chodzi z tą małpką. Bad Monkey, czyli Zła Małpka, to nazwa efektu do gitary elektrycznej, który zmienia jej brzmienie. Nazywany jest popularnie „przesterem”, bo dzięki niemu sygnał jest głośniejszy i zyskuje charakterystyczny „rockowy pazur”. Wyprodukowała go firma Digitech i był powszechnie dostępny na rynku. Uważano za tanią alternatywę dla popularnego i o wiele droższego efektu Tube Screamer marki Ibanez. Skojarzenie polegało nie tylko na brzmieniu, ale i na zielonym kolorze obudowy. Jednak Bad Monkey był budżetową propozycją, którą raczej nie chwalili się profesjonaliści. Przez ostatnie kilkanaście lat cena używanego wahała się mniej więcej od 350 zł do 550 zł. W tym miesiącu doszło jednak do czegoś ciekawego.

Znany producent i recenzent gitarowych efektów, a przy okazji także YouTouber, Joshua Heath Scott, opublikował test, w którym porównywał Bad Monkey do cieszących się najwyższą estymą odpowiedników od najdroższych firm. Sprawdził zarówno wspomnianego Tube Screamera (zależnie od wersji był zwykle dwukrotnie droższy), a nawet najsłynniejszą legendę świata efektów: Klon Centaur, którego ceny potrafią szybować aż do 38-40 tysięcy złotych za pojedyncze urządzenie. Z testu wyszło, że przy odpowiednim ustawieniu gałek… wszystkie brzmią tak samo! Cytując reklamę sprzeda lat: „zatem po co przepłacać”? Efekt jednak był zupełnie odwrotny.

Jak tylko film obiegł internet, ceny taniutkiego i traktowanego po macoszemu urządzenia poszybowały prawie dziesięciokrotnie w górę. Muzycy na internetowych forach zagotowali się pisząc o „zniszczeniu” przez Scotta rynku używanych efektów, inni (szczególnie właściciele droższego sprzętu) twierdzili, że to nieprawda i ewidentna manipulacja. Gitarowy YouTube zapłonął odpowiedziami, aż w końcu głos ponownie zabrał Scott. Podsumował sprawę krótko: narzekacie, że urządzenie zniknęło z rynku? Przez kilkanaście lat na nim było za grosze, a wy je ignorowaliście, bo nie miało prestiżowego logo.

Interesujące w tej historii jest to, że to nie droższe marki staniały lecz najtańsza i do tej pory ignorowana wskoczyła do panteonu najdroższych. To po pierwsze pokazuje ludzką chęć szybkiego zarobku na owczym pędzie (bo oczywiście na portalach aukcyjnych zaczęło się gorączkowe kupowanie, póki ktoś nie widział filmu i tanio sprzedawał, a potem wystawianie za wielokrotność).

Tak naprawdę przecież to nie Scott podwyższył cenę przedmiotu, a ludzie, którzy rzucili się do wykupywania, odsprzedaży, albo zajrzeli do szuflad, wyjęli zakurzone kostki i wystawili z niebotyczną kwotą. A inni się na to złapali.

Po drugie widać tu jasno mechanizm bańki internetowej (choć jest ona starsza niż internet), tego jak psychologia i szybka moda może sprawić, że coś, co wczoraj kosztowało złotówkę, dziś będzie kosztować 100 zł.

To powinno dać do myślenia także tym, którzy uważają, że „wolny rynek wszystko wyreguluje”. Dopóki to towar luksusowy, taki jak efekt do gitary, to nie jest to specjalny problem, ale jeśli takie mechanizmy zastosować na przykład do służby zdrowia, ochrony policji, wojska i innych kluczowych dla społeczeństwa dziedzin, sprawa staje się niebezpieczna.

Tymczasem kryptowaluty i NFT trzymają się dzielnie, choć przecież stoją na równie niestabilnych fundamentach, a te już nie raz się trzęsły i upadały.

Metallica - 5 ciekawostek o albumie "Master of Puppets" | Jak dziś rockuje?