12 lat po niezbyt dojrzałym, wymuszonym przez talent show debiucie "Pistolet" i 3 lata po zaskakującym każdym numerem "Zeligu", Zalewski daje nam "Złoto". I zachwyca bogactwem muzyki, tekstu i form. Jak przy poprzedniej płycie, pierwsze przesłuchanie wywołuje wrażenie chaosu i niespójności i dopiero po wysłuchaniu całego "Złota", wracając do albumu można docenić tę układankę.
"Miłość Miłość" to najbardziej zbliżony do popu utwór, ale łagodny romantyczny klimat nie zmyli z pewnością tych, którzy widzieli towarzyszący mu artystyczny teledysk z Natalią Przybysz. Warto się ze zrozumieniem wsłuchać w tekst numeru otwierającego album Złoto, opowiadający o nienasyceniu i tęsknocie, bo w pewnym sensie definiuje on całą płytę. Zalewski jest na niej przewodnikiem po swoim świecie emocji, wobec siebie i innych.
I tak "Chłopiec" gapiący się na niego z luster to rozliczenie Zalewskiego z oczekiwaniami. Łamane frazy tekstu, tętniąca perkusja i dysonanse, powodują, że to niepokojący utwór. Zdecydowanie mój ulubiony na płycie.
Nastrojowa ballada "Podróżnik", wywołała u mnie dalekie muzyczne skojarzenie z "Makatką z wojownikiem" Starego Dobrego Małżeństwa. Piosenka o aspiracjach i tym jakimi chcielibyśmy się widzieć. Muzycznie ten numer równie dobrze mógłby być dołączony do Zeliga - prawdopodobnie najbardziej spodoba się wielbicielom tamtej płyty.
Eksperymenty z loopami sprawiły, że "Głowa" w wersji na żywo, którą słyszałam przed premierą Złota, była znacznie ciekawsza niż ta albumowa. Wokale zbliżone do krzyku i recytacji giną w świetnym frenetycznym rytmie perkusji. Pełny obraz utworu dało mi dopiero słuchanie z tekstem przed nosem.
Ukryta nieco w środku albumu "Luka", pierwszy ujawniony utwór ze Złota, mimo wszystko wyróżnia się na tle reszty płyty. A to zasługa oszczędnej formy i charakterystycznych wielogłosów Zalewskiego. Pierwsze takty, głęboki oddech i wpadamy w "Lukę".
Śpiewany nietypowo zachrypniętym głosem numer 6 na płycie - "Polsko" od razu wywołał dziwne łaskotanie w tyle głowy. Dopiero po pewnym czasie rytm piosenki, tekst i frazowanie skojarzyłam z Katarzyną Nosowską, z którą Zalewski długo współpracował. To, że łatwo mi było sobie wyobrazić "Polskę" w jej wykonaniu wcale jednak nie oznacza, że piosenka brzmi wtórnie. Zalewski i zespół zostawili na niej swój ślad.
W kolejnym utworze "Na drugi brzeg", który znów wywleka przed nasze oczy emocje związane ze związkiem, Zalewski pozwala sobie na eksperymenty wokalne w zwrotkach, które o dziwo brzmią w połączeniu z powtarzalnym i znacznie twardszym refrenem.
"Uchodźca", to jeden z dwóch (poza "Polsko") tekstów, których Krzysztof Zalewski nie napisał samodzielnie. Romansujący z reggae polityczny manifest wpisuje się w burzliwy czas protestów antyrządowych, ale w centrum utworu są kanapowi kontestatorzy, a nie sama polityka.
Po tak głośnej, energetycznej i publicznej wypowiedzi, olbrzymim kontrastem jest brzmiące jak wprawki albo próba "Otu". Intymne wyznanie miłości i bliskości i nie chodzi o "najlepsze seksy" tylko o to ciepłe puchate uczucie które wywołuje mężczyzna nie wstydzący się swoich uczuć.
W zamykającym płytę "Jak dobrze" do Zalewskiego dołącza w końcowej części piosenki Natalia Przybysz. Inspirowany chyba rapem utwór jest świetnym outro płyty, ale głos Przybysz odróżniający się zbyt mało od Zalewskiego - bo jedynie chrypą i specyficzną artykulacją - wywołuje niedosyt, bo dopracowane harmonie głosu Zalewski vs Zalewski w innych utworach to prawdziwe perełki.
Niemal nie dane mi było odkryć bonusowego "Wernera". Nie wiem czy to zabieg celowy czy wada mojego egzemplarza, ale Instrumentalny, nieco psychodeliczny i rozedrgany utwór muszę wybierać ręcznie bo nie odtwarza się automatycznie po Jak dobrze i chyba dobrze, bo pauza po duecie z Przybysz pozwala doceniać całość płyty.