Niedawno ukazała się książka Nicka Duerdena pod tytułem „Exit Stage Left: The Curious Afterlife of Pop Stars” opowiadająca o tym jak potoczyły się losy gwiazd, których sława przeminęła. Nie zawsze jest przecież tak, że artysta umiera jako stary, doceniony i spełniony. Nie zawsze też rezygnuje z piedestału z własnej woli. Czasem po prostu coś się kończy i trzeba odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. Nie jest to łatwe, ale niektórzy z wykonawców, do których dotarł Duerden przekonują, że dzięki temu odzyskali kontrolę nad własnym życiem.
Robbie Williams wciąż marzy i walczy
Jedną z gwiazd, które otworzyły się na temat swojego losu był Robbie Williams. Brytyjski wokalista był niegdyś gwiazdą boysbandu Take That. Po jego opuszczeniu rozpoczął solową karierę i przez pewien czas szło mu doskonale. Jednak druga i trzecia dekada XXI wieku to zdecydowanie schyłek sławy. Kończący w tym roku 50 lat muzyk w końcu jeszcze nie jest taki stary, a jednak nie jest już w popowym peletonie.
- We wcześniejszych dniach kariery czułem napęd do konkurowania ze światem, z samym sobą – mówi w rozmowie z Duerdenem, ale dodaje, że 30 lat od tych czasów sytuacja jest zgoła inna. Stacje radiowe i telewizyjne już nie ustawiają się w kolejce po wywiady i kolejne single. Obecnie pisze rzeczy trudniejsze, bardziej eksperymentalne – Czy jednak dalej chciałbym bezczelnie być jednym z największych artystów świata? Jasne!
Gwiazdy popu na tak zwanej artystycznej emeryturze imają się różnych zajęć. Sukcesem jest wywalczenie sobie pozycji jurora w telewizyjnym talent show albo zostania twarzą znanego produktu, który będzie się przez kolejne lata reklamowało.
Bob Geldof był zaskoczony: to już?
Zespół The Boomtown Rats to kolejna ciekawa opowieść zdobyta przez autora. Kiedy w 1985 roku czas ich świetności dobiegał końca, a zainteresowanie wytwórni i mediów się zmniejszało, lider grupy Bob Geldof nie mógł zrozumieć dlaczego tak się dzieje.
- Jak to, to już? Najlepsze lata życia już minęły? - wspomina – Miałem 30 lat. Biznes muzyczny jest straszliwie brutalny.
Podczas jednej z tych depresyjnych nocy, gdy zastanawiał się czemu nie jest na scenie, lecz siedzi w pokoju przed telewizorem, zobaczył w programie informacyjnym doniesienia z klęski głodu w Etiopii. To przekonało go do rozkręcenia gigantycznej akcji charytatywnej połączonej z dwoma równoległymi koncertami jakich świat nie widział: jednym w USA, drugim na Wyspach. Na Live Aid wystąpiły największe gwiazdy muzyki połowy lat 80-tych: Sting, Eric Clapton, Queen, The Who, David Bowie, Black Sabbath, Madonna, Led Zeppelin i wielu innych.
Suzanne Vega próbuje dogonić świat
Po wydaniu drugiego albumu w 1987 roku Suzanne Vega stała się gwiazdą. Na „Solitude Standing” znalazła się historia dziewczynki, która była ofiarą przemocy domowej. Piosenka „Luka” zjednała jej fanów Europie, Kanadzie i w USA. Jednak trzy lata później gwiazda powoli zaczęła gasnąć. Opowiadała autorowi książki jak w Nowym Jorku na sali widownia była zapełniona tylko w 1/3.
- Gdzie jest reszta? - zastanawiała się – Może jeszcze są w lobby?
Niestety był to wyraźny znak, że popularność przemija. Wokalistka dodaje, że zauważyła to jeszcze mocniej gdy podczas przylotów na kolejne lotniska nikt nie czekał na to by ją odebrać. Promotorzy i wytwórnie zaczęły ciąć przeznaczone na jej promocję budżety.
Wokalistka nie poddała się i wybrała trudną i mozolną drogę grania swojego i budowania publiczności od podstaw. Z czasem udało jej się osiągnąć mocną pozycję, jednak do statusu gwiazdy nie wróciła. Przekonuje jednak, że nie ma już na to ochoty.
- Czy chciałabym mieć następny hit? - zastanawia się – Nie mówię „nie”, ale nie za wszelką cenę.
Natalie Merchant odnajduje spokój
Grupa 10,000 Maniacs od połowy lat 80-tych zaczęła przebijać się przez szklany sufit, a kolejne płyty przynosiły jej coraz więcej fanów. Szło naprawdę doskonale, jednak zmęczona tempem i intensywnością Merchant w 1993 roku zdecydowała się opuścić skład i zacząć spokojną solową karierę. Nie wyszło, bo jej debiut sprzedał się jeszcze lepiej. Tylko w USA pięciokrotnie pokrył się platyną. Zamiast wolności artystycznej i zwolnienia tempa wpadła w jeszcze większe showbiznesowe tornado.
Kolejna próba był bardziej zdecydowana. Gdy wygasł kontrakt z wytwórnią Elektra nowego już nie podpisała i zaczęła sama zarządzać swoją karierą, wydając muzykę w powołanej przez siebie wytwórni. Przekonuje, że tryb wiecznego koncertowania, nagrywania i promowania nie jest dla niej.
- Patrzę na takich ludzi jak Bob Dylan i Paul McCartney i zastanawiam się: gdybym była jednym z Was to bym została w domu i cieszyła się swoim ogrodem – mówi – To kwestia temperamentu.
Dobrą wiadomością dla wszystkich gwiazd, których kariera zdążyła przygasnąć jest to, że prędzej czy później wszystko wraca. Dawne mody znów ożywają, podlewane nostalgią znajdują kolejnych odbiorców i przypominają starym o „lepszych czasach”. Najlepszym przykładem jest choćby Majka Jeżowska, na której piosenkach wychowało się całe pokolenie dzieci. To samo pokolenie, już jako rodzice, szalało na jej koncercie na festiwalu Pol’and’rock 2019. Jak mawiali starożytni: „dum spiro spero”.