Tu nic nie ma sensu? Pozornie! Najgorsze okładki świata #16

i

Autor: Wikipedia

Tu nic nie ma sensu? Pozornie! Najgorsze okładki świata #16

2022-11-16 16:34

O tym albumie napisano już chyba wszystko, co można napisać. Nie odkryjemy niczego nowego skupiając się na muzycznej zawartości. Jest wspaniała i koniec. Dlatego spróbujemy poszukać odpowiedzi na pytanie, które nurtowało i wciąż zapewne nurtuje wiele osób, które ulegają jego magii: muzyka jest super, ale kto dopuścił do tego, by miał taką okładkę?

Rzeczywiście ciężko jest, nie znając kontekstu, obronić tego dziwnego gościa, który wyskakuje na nas w nocy zza drzewa. Dziwne ubranie, kask motocyklowy, zabawkowa tarcza i miecz sugerują, że to jakaś forma żartu, ale wzrok bohatera jest co najmniej niepokojący. Biorąc pod uwagę ilość psychoaktywnych substancji spożywanych przez zespół i jego współpracowników w tamtych czasach można się spodziewać, że ta mina raczej nie jest wynikiem przypadku. Zwariowany przebieraniec, naćpany paranoik, współczesny Don Kichote uważający się za rycerza? Tego zapewne się nie dowiemy.

Co tam w środku gra? - Black Sabbath

Spróbujmy jednak „rozebrać” to zdjecie po kawałku. Zacznijmy od pleneru: zdjęcie zostało zrobione w parku Black Park, w miejscowości Wexham. To wyjątkowo malownicze miejsce, które często brało udział w produkcjach filmowych jako plener. Kręcono tu między innymi sceny do filmów z serii o Harrym Potterze, przygody Jamesa Bonda, fragmenty „Gwiezdnych Wojen: Skywlker. Odrodzenie” i wielu innych.

Jednak z uwagi na zespół, o którym mówimy należy nadmienić przede wszystkim fakt, że wielokrotnie Black Park gościł ekipy filmowe wytwórni Hammer Horror. Firma wyspecjalizowała się w teatralnych gotyckich filmach grozy, w których park najczęściej grał rolę mrocznej Transylwanii. Nie jest tajemnicą, że nazwa zespołu Black Sabbath pochodzi od horroru o tej samej nazwie z 1963 roku. Wyreżyserował go Mario Bava, a jedną z głównych ról zagrał Boris Karloff, ikona kina grozy. Basista zespołu, Geezer Butler, w wywiadach przyznawał się nie tylko do miłości do kina grozy, ale wymieniał także właśnie wytwórnię Hammer Horror wśród swoich ulubionych twórców.

Zdjęcie wykonał Keith McMillan, który na okładce płyty został wymieniony jedynie jako „Keef”, a pozował jego asystent, Roger Brown. Obaj pracowali z zespołem przy okładce debiutanckiego albumu, a Brown napisał nawet złowieszczy wiersz, który znalazł się w kopercie winyla, w charakterystycznej ramce, w kształcie odwróconego krzyża. McMillan natomiast był szeroko utalentowany artystycznie. W młodości uczył się w szkole baletowej, oprócz fotografii miał także dryg do malarstwa i rysunku. W latach 1965-97 pracował dla najbardziej poczytnych magazynów Wielkiej Brytanii, w tym Vogue, Harpers Bazaar czy London Life. Dostąpił nawet zaszczytu fotografowania samej królowej Elżbiety II wraz z rodziną podczas jej urodzin w 1968 roku. Jednym z jego pracodawców była wytwórnia Vertigo, mały label zajmujący się rockiem w imieniu spółki-matki - Phonogram, która wydawała Black Sabbath. Swoje prace dla niej często tytułował pseudonimem Keef lub Marcus Keef. Zdjęcia McMillana są bardzo charakterystyczne ze względu na kolory. To efekt stosowania klisz czułych na podczerwień. Dzięki temu uzyskiwał nierealistyczne barwy i wręcz oniryczny klimat zdjęć – idealny do ilustrowania rocka progresywnego wydawanego przez Vertigo.

Tajemniczy dziwak atakujący nas zza drzewa w mrocznym parku to z pewnością odniesienie do filmów grozy, lata siedemdziesiąte to czas najlepszych produkcji w tym gatunku po obu stronach Oceanu. W USA dominował horror psychologiczny, a pod koniec dekady nadejdzie slasher, tymczasem w Wielkiej Brytanii pierwsza połowa dekady to ostatnie dobre lata Hammer Horror, na którym wychowa się całe pokolenie gwiazd rocka, a Kate Bush poświęci im piosenkę. Dodatkowo istotna jest „dziwność” tej postaci, bo w końcu tytułowy utwór z płyty, który napisano „na kolanie”, na samym końcu sesji nagraniowej, jako wypełniacz na trzy minuty, to właśnie skarga nieprzystosowanego społecznie dziwaka, który nie może znaleźć sobie miejsca wśród „normalnych”.

Wśród innych prac McMillana warto wymienić choćby fascynujące zdjęcie Davida Bowie na „The Man Who Sold The World”. Artysta w pozycji półleżącej rozsypuje niedbale przed nami karty do gry, a my do końca nie możemy określić, czy przed nami prezentuje się zamyślony nad marnością świata dandys, czy rozmarzona arystokratka, której wysokie buty do jazdy konnej zwracają uwagę na ostre kolce róży. Także tutaj, podobnie jak w „Paranoid”, nierzeczywistość podkreślają kolory kliszy czułej na podczerwień.

Polecamy wycieczkę śladami okładek McMillana. Znajdziecie tutaj melancholijne zdjęcie z płyty „Gasoline Alley” Roda Stewarda, tajemniczą okładkę albumu Fairfield Parlour „From Home To Home” oraz ociekający wręcz grozą front płyty zespołu Zior. Ten ostatni mógłby z powodzeniem kandydować na najmroczniejszą okładkę dekady i to nie tylko w latach siedemdziesiątych. Na dekadę przed tym jak lata osiemdziesiąte przyniosły hegemonię czaszek, zombie, diabłów i innych potworów z płyt metalowych ta praca ustawiła poprzeczkę mroku wyjątkowo wysoko. Pasowała zresztą idealnie do samego zespołu, który zabłysnął na scenie krótko, za to bardzo jasno. Jego przepełnione odniesieniami do czarnej magii i okultyzmu koncerty i towarzyszące im kontrowersje dały im poczesne miejsce w historii rocka. To jednak temat na osobną opowieść.