Tak, to oni wzniecili ogień na Torwarze! Fall Out Boy - relacja z koncertu zespołu w Warszawie

i

Autor: MAURO PIMENTEL/AFP/East News Fall Out Boy - relacja z warszawskiego koncertu

Tak, to oni wzniecili ogień na Torwarze! Fall Out Boy - relacja z koncertu zespołu w Warszawie

2023-10-18 10:47

Panowie z Fall Out Boy powrócili w tym roku w naprawdę wielkim stylu ze świetnie przyjętym krążkiem “So Much (For) Stardust”. Płyta, będąca swoistym powrotem do najlepszych muzycznych korzeni grupy zachwyciła, a trasa ją promująca przyciąga tłumy wiernych fanów - nie inaczej miało to miejsce na warszawskim Torwarze, który w połowie mroźnego października stał się naprawdę gorącym miejscem!

Już od dłuższego czasu twierdzę, że czas pandemii i ogólnoświatowego lockdownu okazał się być czasem szczególny dla artystów, artystek i zespołów. Ci pozamykani w domach nie mieli nic innego do roboty, niż po prostu wziąć się za tworzenie muzyki. Na prace mieli sporo czasu, ze względu na trudne i niepewne czasy nie byli też tak bardzo poganiani przez wytwórnie, znaleźli więc przestrzeń na poszukiwania, dokładne skupienie się na tworzonym materiale. Już od około trzech lat obserwujemy tego wspaniałe efekty: dwa albumy Ozzy’ego Osbourne’a, powrót po kilku latach ciszy Metalliki, genialny krążek Megadeth, wspaniała płyta Queens of the Stone Age, powrót Paramore, za chwilę usłyszymy nowy album The Rolling Stones, a za rok będziemy się bujać do nowych dźwięków Lenny’ego Kravitza.

W tym gronie znaleźli się też Panowie z Fall Out Boy. Kapela wydała w 2018 roku dość średnio przyjęty album “Mania” i szybko po zakończeniu jego promocji odsunęła się w cień. Minęły jednak cztery lata, a fani już powoli zaczęli jasno dawać do zrozumienia, że czekają na nowy krążek. Najlepiej taki, który przeniesie wszystkich na sam początek lat 2000. Okazji było kilka - zapowiedziany album Paramore, powrót w klasycznym składzie blink-182, wszyscy czekali też na Fall Out Boy. A Ci nie zawiedli i już w połowie stycznia wydali genialny “Love From The Other Side”, zapowiadając nim pierwszy od pięciu lat album, zatytułowany “So Much (For) Stardust”. Poinformowano, że za jego wydanie odpowiada wytwórnia Fueled by Ramen, czyli ta, która dała światu debiut zespołu, a produkcją krążka zajął się Neal Avron, z którym Panowie współpracowali już przy okazji “Folie à Deux”. Nadzieje były więc duże i już w marcu okazało się, że naprawdę było na co czekać! “So Much (For) Stardust” został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez fanów, docenili go także krytycy. Płyta zadebiutowała na szóstym miejscu amerykańskiego Billboardu i trzecim w Wielkiej Brytanii, co jest najlepszym dowodem na sukces komercyjny wydawnictwa.

Najlepsze punkowe albumy wszech czasów. Te krążki to legendy gatunku

Ogień, który nie gaśnie

Zespół dość szybko ogłosił też trasę, a już w lutym stało się jasne, że ta obejmie swoim zasięgiem także Polskę! Pokaz został zapowiedziany na 17 października na warszawskim Torwarze i stał się pierwszym headlinerskim formacji w naszym kraju, co więcej, to właśnie on okazał się być pierwszym na europejskiej odnodze trasy! 

Panowie zaprosili na trasę dwa supporty - PVRIS i nothing,nowhere., które na dobre rozgrzały publiczność i wprowadziły ją w klimat. Pokaz głównej gwiazdy wieczoru rozpoczął się z zegarkiem w ręku o godzinie 19:50, dźwiękami świetnego coveru “We Didn't Start the Fire”, oryginalnie nagranego prawie czterdzieści lat temu przez Billy’ego Joela, a później odtworzony z taśmy został jeden z monologów z najnowszego krążka, czyli “The Pink Seashell”, dzięki czemu cały Torwar wypełnił się głosem aktora Ethana Hawke’a. Cały set rozpoczął się od pierwszego singla z “So Much (For) Stardust” i już pierwsze dźwięki “Love From The Other Side” zupełnie porwały zebraną na miejscu publiczność. Sam Patrick Stump wydawał się być na początku delikatnie zestresowany, nerwy jednak bardzo szybko zaczęły odpuszczać, a wokalista dał się ponieść energii, którą przekazywali mu zupełnie zachwyceni fani.

Muzyczny powrót do lat 2000.

Już na amerykańskiej części trasy kapela zaprezentowała imponującą, bo liczącą prawie trzydzieści utworów setlistę i co tu dużo mówić, ta, która pojawiła się w Warszawie była czymś zupełnie genialnym. Formacja postawiła przede wszystkim na swoje największe przeboje, dzięki czemu publika usłyszała energetyczne wersje “Sugar, We're Goin Down”, “A Little Less Sixteen Candles, a Little More "Touch Me”, “This Ain't a Scene, It's an Arms Race”, “Dance, Dance” czy oczywiście wspaniały “Thnks fr th Mmrs”. Tak naprawdę dobór utworów sprawił, że każdy znalazł coś dla siebie, gdyż poza hitami, grupa mocno pochyliła się nad swoim debiutem, dzięki czemu ze sceny wybrzmiały m.in. “Saturday” czy “Calm Before The Storm”, nie zapomniała także o tych nowszych projektach. Usłyszeć na żywo chwytliwy numer “Uma Thurman”, zupełny hymn “My Songs Know What You Did in the Dark (Light Em Up)” czy genialną, rockową wersję “Centuries” to przeżycie, które cofnęło mnie w czasie o dobrych kilka lat! 

Na fanów czekało też sporo muzycznych niespodzianek! Pierwszą był z pewnością wspaniały piano-cover “Don’t Stop Believin’” grupy Journey, ale jeszcze większą było zaprezentowanie na żywo legendarnej kompozycji Ozzy’ego Osbourne’a! Tak oto zebrani na Torwarze fani mieli okazję usłyszeć genialny “Crazy Train”, podczas wykonywania którego Pete Wentz niespodziewanie, znalazł się na samym końcu sali, a w pewnym momencie nawet zszedł do publiczności! Genialny moment! Oczywiście punktem centralnym pokazu był najnowszy projekt, dzięki czemu miałam okazję usłyszeć na żywo uwielbiane przeze mnie “Heaven, Iowa”, “Hold Me Like a Grudge” czy “Fake Out”. Nie zabrakło także oczywiście momentu z Magic 8 Ball, która “wybrała” jako część setlisty “Bang the Doldrums” z kultowego “Infinity on High”. Naprawdę, prawdziwa muzyczna emo-popowa uczta!

Wizualna uczta!

Muzyka to jedno, ale jej odbiór jest zupełnie inny, gdy towarzyszy jej wspaniała, muzyczna scenografia, co miało miejsce w tym przypadku. Już na samym początku publikę przywitał prawdziwy ogień - dosłownie! Sama scena zmieniała się z częstotliwością co, mniej więcej, trzy-pięć piosenek, i tak o to po ogniu pojawiła się słynna kurtyna z okładki “From Under the Cork Tree”. Niezwykle klimatyczna była morska dekoracja, a już zupełnie zachwyciła mnie obecność na scenie psa z okładki “So Much (For) Stardust”! Pojawił się on pod postacią wielkiej głowy, która nawet śpiewała z zespołem, chociażby “This Ain't a Scene, It's an Arms Race”. Kolejne momenty to imponujące, magiczne drzewo, klimatyczne oświetlenie, a także puszczane do fanów bańki czy wielkie, przezroczyste piłki, które ta odbijała między sobą w trakcie “Disloyal Order of Water Buffaloes” i “Heaven, Iowa”. Pod koniec zaś na wszystkich spadło konfetti i serpentyny. Pod względem wizualnym show zorganizowane zostało na najwyższym poziomie, co miało ogromny wpływ na jego całościowy odbiór.

Takich chcemy ich widzieć!

Co tu dużo pisać - zespół jest w genialnej formie. Patrick jest wspaniałym wokalistą, niezwykle utalentowanym, Andy to jeden z moich ulubionych perkusistów wszech czasów, a Pete jest tym prawdziwym liderem, a do tego wiadomo, wspaniałym basistą. Uśmiechnęłam się naprawdę szeroko na widok Joe - jak dobrze widzieć go w dobrej formie! Jego decyzja z początku tego roku, by wycofać się z działań promocyjnych płyty, choć smutna, była zupełnie zrozumiała. Gitarzysta ogłosił, że zamierza skupić się na swoim zdrowiu psychicznym, a gdy udało mu się osiągnąć równowagę, wrócił na trasę i zawitał także do Polski!

Zespół nie zapominał o publiczności, a o kontakt z nią dbał szczególnie Pete. Muzyk kilkakrotnie zwracał się do fanów, mówiąc chociażby o tym, jak ważny jest w swojej wymowie utwór “Heaven, Iowa”, często też pytał publiczność, jak ta się czuje i czy wszystko jest w porządku. Takie gesty ceni się szczególnie. Oczywiście nie zabrakło także śmieszków - Pete przeprosił, że nie zna żadnego słowa po polsku, przepraszał też Patrick mówiąc, że co prawda dorastał w okolicach Chicago i spotykał dość dużo Polaków, to jednak nie był w stanie wyłapać nic z ich mowy.

Publiczność oczywiście nie zawiodła! Jak już pisałam wyżej, skakała, bawiła się i śpiewała razem z zespołem już od pierwszych dźwięków. To było zupełnie niesamowite widzieć wokół siebie ludzi reagujących tak żywo i emocjonalnie na muzykę Fall Out Boy. Twórczość tej kapeli, choć niektórzy ją bagatelizują, a samą grupę sprowadzają do tej, która “zasłynęła głównie ze śpiewania coverów”, jest naprawdę ważna do wielu, kojarzy im się z pewnością z dawnymi latami, emocjami z tamtych czasów. Na miejscu było obecnych naprawdę dużo młodych ludzi, co dobitnie świadczy o tym, że muzyka Fall Out Boy przechodzi między pokolenia i jest odkrywana przez kolejne grupy słuchaczy!

Torwar dosłownie zapłonął

Fall Out Boy nie mogli chyba wymarzyć sobie lepszego początku europejskiej części trasy - świetna forma, dopracowane show, genialna setlista, wspaniały klimat i najlepsza na świecie publiczność. Zespół ma swój naprawdę dobry moment, korzysta z niego, jak tylko się da. Wspaniale spędzone prawie dwie godziny - wiem, że wrócę do Fall Out Boy, gdy tylko zespół zdecyduje się ponownie zawitać do naszego kraju - i naprawdę polecam każdemu taki koncert przeżyć!