Tosh swoją muzyczną drogę zaczynał w Bobem Marley’em oraz Bunnym Wailerem. Wszyscy spotkali się w Trenchtown, najbiedniejszej dzielnicy Kingston, stolicy Jamajki. Stworzyli razem grupę The Wailing Wailers, która potem przerodzi się w Bob Marley and the Wailers. Ich utwory z początku były znacznie szybsze, niż najbardziej znane dziś klasyki. Muzycy tworzyli w nurtach ska oraz rocksteady, jednak od początku wesołym i zakorzenionym w afrykańskim dziedzictwie melodiom towarzyszyły zaangażowane teksty poruszające problemy biednych mieszkańców jamajskich czarnych gett.
W zespole Marleya Tosh będzie grał aż do 1976 roku, a potem wybierze solową ścieżkę. Jego talentem między innymi zainteresuje się Rolling Stones Records, czyli wytwórnia stworzona przez grupę Micka Jaggera i Keitha Richardsa. W 1977 ukaże się debiutancki „Equal rights” i taki będzie właśnie dalszy kierunek twórczości Tosha: silnie zaangażowane reggae, domagające się walki z niesprawiedliwością, rasizmem, pełnej legalizacji marihuany. Nie osiągnął takiego sukcesu jak Marley, jednak w swojej społeczności oraz na scenie reggae postrzegany jest jako autorytet. Tosh był także gorliwym rastafarianinem, wierzył w boskość cesarza Hajle Selassje i został ochrzczony w etiopskim Kościele prawosławnym, który jest odłamem Kościoła koptyjskiego. Angażował się także w walkę z apartheidem w RPA nagrywając protest song na ten temat.
Za album „No nuclear war” udało mu się zdobyć zasłużone Grammy. Niestety okazał się on jego ostatnią płytą.
Mężczyzna, który pozbawił go życia nazywał się Dennis "Leppo" Lobban i był jego znajomym. Był wcześniej karany, a tuż przed napadem został zwolniony z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za… zamordowanie brata. Istnieje dość popularna teoria, że został celowo wypuszczony by móc wykonać zlecenie na Tosha. Nie ma jednak żadnych dowodów to potwierdzających. On sam został skazany na karę śmierci, którą w 1995 zamieniono na 30 lat więzienia. W rozmowach z mediami zarzekał się, że nie jest winny i nie miał nic wspólnego z morderstwem. Dwóch pozostałych bandytów nigdy nie odnaleziono.
Morderstwo Petera Tosha pozostaje do dziś niewyjaśnioną zagadką. Jedni uważają, że chciała go wykończyć mafia w związku z popularyzowaniem przez niego marihuany, gdy w ich interesie było przecież by narkotyki pozostawały nielegalne i handel nimi w ich rękach. Inni mówią, że była to czyjaś zemsta, do której jedynie użyto Lobbana, który nie miał wtedy 20 lat. Jest jeszcze jedna wersja, wedle której to rząd zdecydował się usunąć niewygodnego artystę, który postulował niewygodne dla polityków zmiany. Niezależnie od interpretacji, oficjalną wersją pozostaje napad rabunkowy i panika jednego z bandytów, który zaczął strzelać, a 11 września na Jamajce nazywany bywa „Dniem, w którym umarła muzyka”.