Największa marketingowa wpadka w historii Fendera. Jak gitara odrzucona przez jazzmanów stała się ikoną alternatywy?

2025-12-27 19:43

Istnieją instrumenty, których brzmienie jest nierozerwalnie złączone z duchem muzycznej rewolucji. Zaskakująca historia Fendera Jazzmastera zaczyna się jednak nie od buntu, lecz od marketingowej porażki. Ten luksusowy model, odrzucony przez jazzmanów, właśnie dzięki swojemu upadkowi stał się ikoną alternatywy.

Fender

i

Autor: Duncan Brown (Cradlehall)/ CC BY-SA 2.0

Najdroższa gitara Fendera, której nikt nie chciał. Uratował ją surf rock

W panteonie rockowych ikon niewiele instrumentów ma tak pokręconą historię jak Fender Jazzmaster. To gitara zrodzona z pomyłki, marketingowy strzał w płot, który rykoszetem trafił w samo serce muzycznej rewolucji. Zaprojektowana w 1958 roku jako broń ostateczna do podboju sceny jazzowej, została przez nią kompletnie zignorowana i zaliczyła bolesne zderzenie z rynkową rzeczywistością. Jednak to właśnie odrzucenie przez docelową grupę zapoczątkowało jej niesamowitą odyseję przez muzyczne podziemie. Z luksusowego mebla zmieniła się w narzędzie rewolucji w rękach surferów, punkowców, by ostatecznie stać się niekwestionowanym symbolem alternatywy lat 90.

Gdy Jazzmaster wchodził na scenę, Fender rzucił na stół wszystkie karty. Był to najdroższy model w katalogu firmy, którego cena wynosiła 329,50 dolarów, co sprawiało, że Stratocaster za 275,50 dolarów wyglądał przy nim skromnie. Inżynierowie dwoili się i troili, by dogodzić jazzmanom. Asymetryczny, „offsetowy” korpus zapewniał komfort podczas gry na siedząco, a nowatorski, podwójny układ elektroniczny pozwalał błyskawicznie przełączać się między ustawieniami dla partii rytmicznych i solowych. Niestety, wirtuozi jazzu pozostali niewzruszeni i wierni swoim gitarom półakustycznym. Ambitny projekt Fendera zaczął więc zbierać kurz na sklepowych półkach, a wkrótce potem lądować w lombardach za bezcen.

Pomoc nadeszła z najmniej oczekiwanej strony, czyli prosto z kalifornijskich plaż. To właśnie goście od surf rocka jako pierwsi podnieśli to niedocenione wiosło na początku lat 60. Zespół The Ventures, odpalając swój nieśmiertelny przebój „Walk Don't Run” z 1960 roku, dał Jazzmasterowi drugie życie. Jego charakterystyczne, szkliste i jasne brzmienie okazało się idealnym paliwem dla tego gatunku. Co ciekawe, popularność gitary eksplodowała w Japonii, gdzie The Ventures sprzedali aż 40 z 50 milionów swoich płyt. To właśnie japoński rynek utrzymał ten model przy życiu, gdy reszta świata zdawała się o nim zapominać.

Gitarzyści i gitarzystki wszech czasów według "Rolling Stone"

Tani Fender, który zdefiniował alternatywę. Gralli na nim Sonic Youth i Radiohead

Dekady mijały, a historia zatoczyła koło. W latach 70. i 80. Jazzmaster, wciąż dostępny za grosze, czekał na nową generację buntowników. Artyści punkowi i nowofalowi, tacy jak Elvis Costello czy Tom Verlaine z zespołu Television, nie szukali drogiego sprzętu. Szukali charakteru, czegoś, co wizualnie i dźwiękowo odetnie ich od mainstreamu. Jazzmaster pasował idealnie, stając się symbolem nonkonformizmu. W ich rękach jego brzmienie, tak dalekie od gładkiego jazzu, nabrało agresywnego i szorstkiego pazura.

Prawdziwa eksplozja popularności nadeszła jednak, gdy na scenę z hukiem weszła alternatywa, shoegaze i grunge. Wtedy Jazzmaster z instrumentu stał się narzędziem w rękach muzycznych alchemików. Thurston Moore i Lee Ranaldo z Sonic Youth bezlitośnie patroszyli swoje gitary, tworząc uproszczone, hałaśliwe bestie nazwane „Jazzblaster”. Kevin Shields z My Bloody Valentine, majstrując przy unikalnym systemie tremolo, przypadkiem otworzył dźwiękową puszkę Pandory, znaną jako technika „glide guitar”, która zdefiniowała całą scenę shoegaze. Z kolei J Mascis z Dinosaur Jr. tak mocno zrósł się ze swoim Jazzmasterem, że był jego nieoficjalnym ambasadorem na długo, zanim Fender wypuścił jego sygnaturę.

W 1980 roku Fender oficjalnie poddał się i zdjął Jazzmastera z linii produkcyjnej z powodu fatalnej sprzedaży. Wydawało się, że to koniec. Jednak muzyczne podziemie, zwłaszcza w Japonii, nie pozwoliło mu umrzeć i to właśnie oddział Fender Japan wznowił jego produkcję w 1986 roku. To, co zaczęło się jako marketingowa wpadka, dzięki artystom pokroju Thoma Yorke'a z Radiohead, Roberta Smitha z The Cure czy Nelsa Cline'a z Wilco, przeistoczyło się w niezaprzeczalny symbol kreatywności. Wydanie oficjalnych modeli sygnaturowanych dla herosów alternatywy było ostatecznym przybiciem pieczęci na statusie Jazzmastera. Gitara, która miała podbić jazzowe salony, swoją prawdziwą legendę zbudowała w zadymionych klubach i na brudnych scenach. Czasem najlepsze, co może zrobić korporacja, to spektakularnie się pomylić.

Oto najważniejsi wykonawcy w historii rocka według sztucznej inteligencji [TOP10]: