Możecie być pewni, że w najbliższych miesiącach o zespole Judas Priest i jego wokaliście będziemy słyszeć często. Przede wszystkim dlatego, że właśnie zapowiedzieli nowy album pod tytułem „Invisible Shield”. Pierwszy singiel wylądował już w sieci, podobnie jak okładka, a premiera całości ma mieć miejsce 8 marca 2024. Idealny prezent na Dzień Kobiet? Na każdy dzień!
O co jednak chodzi Halfordowi? W końcu termin „heavy metal” pojawił się jeszcze w czasach największej świetności Led Zeppelin i Black Sabbath, czyli w pierwszej połowie lat 70-tych. Do tego sformułowanie „heavy metal thunder”, które przylgnęło do mocniejszej muzyki, pochodzi z „Born to be wild” grupy Steppenwolf, a to z kolei rok 1968.
Rok wcześniej singiel „Sunshine of your love” opublikuje Cream, a riff tego kawałka (niebezpiecznie podobny do niego będzie „N.I.B.” Black Sabbath”) już brzmi metalowo.
Zresztą korzenie metalu to nie tylko Wielka Brytania i USA. Warto wymienić choćby islandzki Icecross, który w 1973 roku wypuścił mroczną jak bezgwiezdna noc debiutancką płytę.
Dorzućmy do tego jeszcze polską ciekawostkę: w 1972 roku ukazuje się album „Krzysztof Klenczon i Trzy Korony”, na którym jest kawałek „Nie przejdziemy do historii”. Owszem, ma wesoły bigbitowy refren, ale główny riff i zwrotka to jest taki ogień przesterowanych gitar, jaki na Zachodzie właśnie wtedy zaczynano nazywać heavy metalem.
Wróćmy zatem do Halforda i spróbujmy dowiedzieć się, o co może mu chodzić. Podczas rozmowy w podcaście „WTF” Marca Marona wymienił grupę Blue Cheer jako pionierów gatunku oraz ich aranż piosenki „Summertime Blues” Eddie’ego Cochrane’a jako odległe korzenie tej muzyki, jednak ani oni, ani Black Sabbath nie są według niego pierwszymi.
- Używając ich jako pierwszorzędnego przykładu… zawsze forsowałem opinię, że Sabbath to metalowy zespół, ale mój przyjaciel Tony Iommi mówił, że „nie, jesteśmy zespołem rockowym”. Ja na to, że nie, jesteście metalowi, a on, że nie – opowiadał Rob Halford – Zatem przejmuję trofeum dla Judas Priest jako pierwszego definitywnie metalowego zespołu. Bronię tego stwierdzenia z wielu powodów. To zdecydowane brzmienie, dobrze wypracowane rzemiosło muzyków w zespole, gdzie wszyscy mieli swoją definicję jak ten ciężki dźwięk i ciężkie doświadczenie powinny wyglądać.
Trudno mu odmówić, skoro inni pionierzy nie chcą się za bardzo przyznawać do tego nurtu, wolą pozostawać w galaktyce rocka, nawet hard rocka, to możemy się z Robem zgodzić. Szczególnie, że moda na nabite ćwiekami skóry, elementy strojów z klubów BDSM i dzika erotyka to rzeczy, które do tej muzyki wprowadził właśnie on. Wjeżdżanie na scenę na motocyklu to także jego patent, a płyta „British Steel” to wzorzec metra z Sevres dla gatunku.