Choć wiadomość o zdarzeniu i jego tragicznych następstwach została przekazana przez zagraniczne media (jako pierwszy podał ją amerykański "Rolling Stone") latem tego roku, to miało do niego dojść już w marcu b.r. Wszystko to w następstwie pozwu, złożonego przez córkę ofiary.
Ashley Sanchez oskarżyła Josha Klinghoffera o to, że ten 18 marca b.r. potrącił jej ojca, 47-letniego Israela Sancheza, w wyniku czego mężczyzna doznał poważnych urazów wewnętrznych i zmarł. Dowodem na winę gitarzysty ma być nagranie wideo, które zarejestrowało całą sytuację. Ma ono wyraźnie pokazywać, że Klinghoffer był rozkojarzony podczas jazdy swoim czarnym SUV-em GMC (który miał być pozbawiony tablic rejestracyjnych) i w trakcie skrętu w lewo na skrzyżowaniu uderzył w pieszego, nie zatrzymał się jednak i oddalił się z miejsca zdarzenia. Z pozwu wynika, że muzyk nie został nigdy aresztowany ani nawet przesłuchany w sprawie, a niedługo po zdarzeniu swobodnie wyruszył w trasę koncertową z Pearl Jam.
Adwokat gitarzysty wydał oświadczenie
Zupełnie inną perspektywę na całe zdarzenie przedstawił muzyk za pośrednictwem swojego adwokata. Ten przesłał do "Rolling Stone" oświadczenie, w którym twierdzi, że były gitarzysta Red Hot Chili Peppers zatrzymał się, udzielił pomocy rannemu i wezwał do niego służby, obecnie zaś aktywnie współpracuje z nimi, by wyjaśnić całą tę tragiczną sytuację.
Rodzina zmarłego oskarża Klinghoffera wprost o zabójstwo i domaga się, by ten stanął przed sądem i został ukarany adekwatnie do czynu. Ashley Sanchez wnioskuje także o to, by gitarzysta pokrył koszty opłat medycznych i sądowych. W sprawie odbyło się już pierwsze posiedzenie - sam zainteresowany nie pojawił się w sądzie, jednak jego zespół prawniczy przekazał, że ich klient nie przyznaje się do winy. Wskazano także, że nagranie, w posiadaniu którego są służby, wyraźnie pokazuje, że w chwili zdarzenia Klinghoffer nie korzystał z telefonu, w związku z czym nie ma nic wspólnego z prawdą twierdzenie, że wypadku dokonał on z zamiarem celowym.
Polecany artykuł: