Jaja jak berety, czyli zapowiedź katastrofy. Najgorsze okładki świata #14

i

Autor: Wikipedia

Jaja jak berety, czyli zapowiedź katastrofy. Najgorsze okładki świata #14

2022-11-03 16:51

Na samym początku kariery byli prawdziwym objawieniem. Pierwsza płyta ze swoimi galopującymi tempami i klasycznymi harmoniami wyznaczyła kurs dla niemieckiego melodyjnego metalu na wiele lat do przodu. Kolejne dwie ugruntowały pozycję Helloween jako twórców i królów power-metalu. Niestety czas prosperity miał się niedługo zakończyć.

W 1991 roku nastał bardzo trudny czas kariery. Następowały zmiany w składzie, zespół szukał dla siebie nowej muzycznej drogi, a do tego pojawiły się poważne problemy prawne, które hamowały koncertowanie. W tym czasie grupa wykonała „ucieczkę do przodu” wydając album „Pink Bubbles Go Ape”. Okładka, którą się zajmiemy „zdobiła” singiel „Kids of the Century”.

AC/DC - najpopularniejsze numery legendy rocka / Eska ROCK

Wszystko zaczęło się sypać gdy w 1988 roku Hansen ogłosił, że nie ma ochoty brać udziału w niekończących się dyskusjach z menadżerami, nie ma ochoty słuchać gdy ktoś mu mówi co ma robić, chce po prostu grać swoje i odchodzi. Na jego miejsce przyszedł Roland Grapow, świetny gitarzysta (wtedy zarabiający na życie jako mechanik samochodowy), jednak o innym stylu, co wyraźnie będzie słychać w nowych kompozycjach. Kolejny rok to zmiana wydawcy. Podpisanie kontraktu z tak wielkim wydawcą jak EMI, tymczasem poprzedni wydawca uznał to za naruszenie kontraktu i skutecznie zatamował zespołowi drogę do grania koncertów.

Gdy w lutym 1991 roku ukazuje się singiel „Kids of the Century” grupa trwa w zawieszeniu, pierwszy koncert zagra dopiero w kwietniu 1992, a to ponad rok ciszy, co w branży działa dewastująco na promocję muzyki. Singiel zapowiadał zmianę pod każdym względem: kolorowe ilustracje na okładkach, tak charakterystyczne dla zespołów heavy metalowych, zastąpiło zdjęcie, odwołanie do literatury fantastyki sygnał, że grupa będzie flirtować z humorem i absurdem. Dobór piosenki na stronę B singla także to pokazał – był to kawałek „Shit and Lobster”. Jako trzeci na singlu znalazł się cover „Blue Suede Shoes”.

Teraz czas na zwrot akcji i odkrycie karty atutowej! Autorem tej okładki, jak również ilustracji zdobiącej nadchodzący album (także uznawanej za „umiarkowanie udaną”) był Storm Elvin Thorgerson. To nazwisko, które w historii muzyki rockowej zapisało się szczerozłotymi literami. Thorgerson jest autorem między innymi takich ikonicznych wręcz obrazów jak okładki do „Dark Side of the Moon” zespołu Pink Floyd, „Never Say Die” Black Sabbath czy „Electric Warrior” T.Rex. Mamy zatem do czynienia z doświadczonym artystą, obecnym na rynku od 1968 roku i mającym naprawdę wspaniały dorobek. Już wtedy znany był z zamiłowania do fotomontażu i odważnych, a czasem graniczących z poczuciem dobrego smaku, pomysłów. Okładka dla Helloween jest, jak na niego, dość „grzeczna”, jednak by porównać ją z innymi potrzeba nam osobnego tekstu, który na pewno w naszym cyklu się znajdzie. Wkład Thorgersona w historię rocka jest ogromny. Na koniec tego akapitu dodajmy, że wyreżyserował on też teledysk do singla, który nas tutaj zaprowadził.

Mamy zatem zmianę wizerunku, składu, a co z muzyką? Dalej słychać, że to Helloween, ale coś się zaczyna zmieniać. Fani to dostrzegą i niespecjalnie docenią, płyta komercyjnie sobie nie poradziła i doprowadziła do napięć w zespole na tle finansowym. Będą one niestety narastać w kolejnych latach. Wydanie w 1993 pełnego stylistycznych eksperymentów albumu „Chameleon” tylko pogorszy sytuację. Fani nie byli zadowoleni, płyta się źle sprzedawała, a do tego z zespołu został wyrzucony perkusista Ingo Schwichtenberg, który cierpiał na schizofrenię oraz zmagał się z uzależnieniami od alkoholu i narkotyków. Nagrał łącznie z Helloween 7 płyt. Na „Chameleon” znalazła się piosenka „Step Out of Hell”, którą Grapow napisał właśnie o Schwichtenbergu. Perkusiście nie udało się wyjść z piekła, w 1995 roku popełnił samobójstwo.

Po fiasko „Chameleona” wielu spisywało Halloween na straty. Konflikty wewnątrz zespołu doprowadziły do wyrzucenia Michaela Kiske. Wokalista miał jeden z najlepiej rozpoznawalnych głosów na scenie metalowej, zatem znalezienie zmiennika wydawało się zupełnie niemożliwe. W roku 1993 kapeli nie miała bębniarza i frontmena, a ostatnie dwa albumy okazały się klapą. W takiej sytuacji wielu po prostu zakończyłoby projekt i albo porzuciło muzykę, albo zaczęło pod nowym szyldem. Tymczasem muzycy w Helloween spróbowali zacząć od nowa.

W 1994 roku do zespołu doszedł wokalista Andi Deris oraz perkusista Uli Kusch. Wspólnie zaczęli pracować nad zupełnie nowym materiałem, w którym słychać było jak duet Rolana Grapowa i Michaela Weikatha na gitarach doskonale się uzupełnia. Głos Derisa był zupełnie inny, owszem wysoki, ale o zupełnie innej barwie. Kusch także grał inaczej. W roku 1994 grupa wydaje „Master of the Rings”, który pokazuje nowe brzmienie, nowe podejście do kompozycji i zupełnie inny pomysł niż wcześniej. Pozostały jednak te elementy, za które od początku fani pokochali grupę: doskonałe i chwytliwe melodie, którym towarzyszy odpowiednia energia i ciężar aranżacji.

Można powiedzieć, że zespół dosłownie otarł się o dno i dalej byłby jedynie rozpad i koniec kariery. Na szczęście powstał jak feniks z popiołów i przez kolejne 8 lat wydawał świetne płyty koncertując na całym świecie. Dotarł także do Polski, gdzie między innymi supportował Black Sabbath w Katowicach w 1998 roku. Kolejne zmiany dla zespołu nadejdą w 2002 roku, ale to już zupełnie inna historia. Dzieje Helloween trwają nadal, ostatnio wrócili doń Kai Hansen i Michael Kiske i w ramach projektu Pumpkins United grają kawałki ze starych i nowych płyt. Ich koncerty są fenomenalne, o czym świadczą tłumy zarówno w Europie jak i na przykład w Ameryce Południowej, gdzie grupa ma szczególnie dużo fanów.