Geniusz kobiecego artyzmu. boygenius - the record [RECENZJA]

i

Autor: Materiały prasowe - fot. Shervin Lainez Geniusz kobiecego artyzmu. boygenius, recenzja albumu "the record"

Geniusz kobiecego artyzmu. boygenius - "the record" [RECENZJA]

2023-04-03 15:31

Marzec nie mógł zakończyć się lepiej. Swój debiutancki album, zatytułowany po prostu “the record”, wydała supergrupa boygenius, którą tworzą Phoebe Bridgers, Julien Baker i Lucy Dacus. Jedno jest pewne - świat szeroko pojmowanej muzyki rockowej i alternatywnej już dawno nie dostał czegoś tak dobrego, spójnego i mającego szansę na uzyskanie miana kultowego.

Historia supergrupy boygenisu sięga 2018 roku, kiedy to zdobywające coraz większe uznanie i popularność na scenie alternatywnej Phoebe Bridgers, Julien Baker i Lucy Dacus zdecydowały się połączyć siły. Panie zrobiły to w imię buntu - media od samego początku stawiały je sobie nawzajem w kontrze, ze względu na podobieństwa w brzmieniu, próbując wywołać konflikt. Młode artystki dały wszystkim prztyczka w nos i pokazały, że idea budowania murów i konfliktów między początkującymi twórczyniami jest totalnie beznadziejna, a one same wspierają się i razem tworzą. Panie przyjaźniły się już wtedy od lat, wspólnie koncertowały, dość spontaniczne wpadły na pomysł stworzenia razem zespołu. Phoebe, Julien i Lucy postanowiły wyruszyć w trasę i nagrać coś razem - efektem tego została EP-ka, zatytułowana po prostu eponimem, czyli “boygenius”. Na minialbum złożyło się sześć utworów, został on w całości stworzony przez główne zainteresowane w atmosferze braku jakiejkolwiek rywalizacji. Wydawnictwo zostało bardzo dobrze przyjęte przez rynek i już wtedy stało się jasne, że mamy do czynienia z grupą, którą warto znać i na którą trzeba zwrócić większą uwagę.

Stajemy naprzeciw samcom alfa

Już sama nazwa zespołu mówi wiele. Panie zdecydowały się nieco pośmiać z samców alfa, z którymi miały “okazję” współpracować na początku swojej kariery, którzy od zawsze podważali ich prace i wyraźnie dawali do zrozumienia, że jest mniej warta. Niekiedy można też napotkać zapis ‘xboygenius’, co ma być nawiązaniem subkultury punkowej straight edge, w którą od lat zaangażowana jest Baker. To, co zaprezentowały Phoebe, Julien i Lucy na debiutanckim albumie swojej grupy jest zupełnym przeciwieństwem “męskiego geniuszu”. Płyta została ogłoszona w styczniu b.r., a promocji towarzyszył wywiad i sesja zdjęciowa dla “Rolling Stone”. Artystki zostały wystylizowane na Nirvanę, oddając zespołowi pewien rodzaj hołdu. Już w zeszłym roku stało się jasne, że kobiety mocno wkraczają na rynek szeroko pojętej muzyki rockowej - patrz zespół Wet Leg - “the record” jest tego najlepszym dowodem.

Muzyka rockowa lat 70-tych - zagranica

Razem jesteśmy warte wszystko i jeszcze więcej

Wyraz, można powiedzieć, siostrzeństwa, dostajemy już, gdy spojrzymy na okładkę płyty. Dłonie członkiń grupy, zbliżające się do do światła, zdają się równie mocno zbliżać do siebie - skojarzenie ze słynnym coverem “Ten” Pearl Jam wydaje się być bardzo na miejscu. Jesteśmy razem, tworzymy razem, dajemy Wam wynik naszej pracy, projekt, w którym nie ma liderki, gdyż dopiero nagrywając razem jesteśmy w stanie stworzyć coś przełomowego (osobno oczywiście też). 

Już sam początek “the record” wyraźnie daje do zrozumienia, że jest to niejako kontynuacja już rozpoczętej ścieżki. Trwający nieco ponad minutę “Without You Without Them” to przepiękna, akustyczna, harmonijna kompozycja, stanowiąca coś w rodzaju dopełnienia “Ketchum, ID” z EP-ki. Wokale Lucy, Julien i Phoebe brzmią razem prawie jak jedność, dopełniają się - i o tym właśnie mówi ten utwór, o potrzebie bycia razem. Prawdziwą klamrę tworzy ten utwór z zamykającym całość “”Letter To An Old Poet”.  Za sprawa singlowego “Emily, I'm Sorry” doszło w ogóle do odnowienia idei boygenius. Bridgers skomponowała utwór na potrzeby swojego przełomowego krążka “Punisher” i opowiada on o jej dość skomplikowanych relacjach miłosnych - warto jednak zwrócić szczególną uwagę na te połączone wokale w refrenie! O wadze przyjaźni, szczególnie tej kobiecej, pełnej wsparcia, opowiada także ballada “We’re in Love”. Dawno nie było w muzyce takiej dawki wspólnoty i szczerości.

Coś więcej, niż beatlemania

Już “$20” uświadamia słuchaczowi, że brzmienie rodem z lat 70. nigdy nie pasowało tak dobrze do obecnych czasów. Kompozycja od pierwszych akordów kojarzy się z graniem The Beatles (tych tropów będzie tu więcej), ale też przywodzi na myśl twórczość wspaniałego Fleetwood Mac. Pierwsze skrzypce gra tu Julien, a jej delikatny głos nadaje całości niesamowitego ciepła. Napisałam, że odniesień do Beatlesów będzie tu więcej - akustyczne, intymne “Revolution O”, śpiewane kojącym głosem Phoebe, to nawiązanie do teorii spiskowych, dotyczących rzekomej śmierci w latach 60. Paula McCartneya. Nie jest to jednak ślepe oddanie hołdu kolejnym “męskim geniuszom”, a bardziej własna wypowiedź na temat tak znaczącego rozdziału w historii muzyki.

Powrót do najgłębszych korzeni rocka

Można więc powiedzieć, że “the record” to swoisty powrót do prawdziwych korzeni klasycznego rocka. Przepiękny “Cool About It” interpoluje partię gitary z utworu “The Boxer” zespołu Simon & Garfunkel. W tej propozycji akurat, szczególnie głos Julien, kojarzy mi się ze śpiewem Stevie Nicks, a cały klimat z najlepszymi płytami Fleetwood Mac. Całość może przywodzić na myśl takie klasyki, jak “Landslide” czy “Never Going Back Again”. W utworze “Leonard Cohen” dziewczyny dosłownie cytują pieśń “Anthem” z repertuaru zmarłego w 2016 roku barda. “Satanist” to chyba najmocniejsza pozycja na albumie, z charakterystycznym riffem w tle, nieśmiało zahaczająca o klimat hard rocka. Podobnie oscyluje “Anti-Course”, który nabiera mocy szczególnie w refrenach.

Nie oznacza to jednak, że nie brak tu bardziej współczesnych odcieni indie rocka - wystarczy wsłuchać się w oparty na brzmieniu gitary akustycznej “True Blue” - bardzo osobista piosenka, zaśpiewana przez Lucy. To samo reprezentuje pop rockowa “Not Strong Enough”, wydana (bardzo słusznie!) jako czwarty singiel.

Debiut, na jaki czekał rynek muzyczny

Warto pamiętać o tym, że mamy tu do czynienia z supergrupą, tworzoną przez wprawione, doświadczone i uznane na rynku artystki. Z tego połączenia wyszła jednak prawdziwa sztuka, w tak piękny, delikatny, ale przy tym odważny sposób obchodząca się z największą klasyką. W “the record” czuć nie tylko siostrzeństwo - z tej płyty wyłaniają się ogromne umiejętności, muzyczne wyczucie, odwaga, pewność siebie i szczerość, jakiej na rynku, skoncentrowanym na tworzeniu hitów na chwilę, do zastąpienia zaraz czymś innym, od lat brakuje. Czy “the record” podbije listy przebojów? Liczę na to, biorąc pod uwagę wartość - muzyczną, ideową, tekstową całości. Mamy tu do czynienia z dobrym kandydatem na miano albumu kultowego, który równie dobrze będzie brzmiał za wiele lat - tak, jak twórczość artystów, do jakich Phoebe, Julien i Lucy odnoszą się na “the record”. To prawdziwa muzyczna sztuka, na jaką zasługuje każdy z nas.

Najlepsze utwory z albumu: "$20", "Satanist", "Not Strong Enough", "Cool About it", "Anti-Curse", "Emily I'm Sorry"

Ocena - 9,5/10