Wielu z nas ma problemy z terminami, rozumiemy pojęcie „akademickiego kwadransa”, także i nam zdarza się spóźnić. Tutaj jednak mamy do czynienia z przypadkiem ku przestrodze. Kobieta, z której ciała wyciągnięto gigantyczny guz przechodziła z niebezpieczną zmianą aż 10 lat. Jak przekonują lekarz, musiał on dopiero zacząć przeszkadzać jej w najbardziej podstawowych czynnościach.
- Wiedząc o guzie w brzuchu pacjentka zdecydowała się na operację po 10 latach, gdy ten uniemożliwił jej chodzenie - mówi szef naszej chirurgii ogólnej i i onkologicznej dr hab. n.med. Dawid Murawa.
Operacja trwała aż 7 godzin, lekarze musieli zrekonstruować całe obszary układu krwionośnego, a ubytek krwi sięgnął 8 litrów. Żeby zrozumieć tę ilość warto przypomnieć, że standardowo w człowieku płynie około 5-5,5 litra krwi, co stanowi ok. 8% masy ciała. Skoro już jesteśmy przy masie, pacjentka w chwili trafienia na stół ważyła mniej od tego, co chirurdzy mieli z niej usunąć.
Oprócz Dawida Murawy w operacji w szpitalu zielonogórskim brali udział także: dr n. med. Miłosz Jasiński – urolog, Magdalena Wirtek i Joanna Sulikowska-Pankiewicz – lekarki anestezjolożki, Maja Molska – lekarka stażystka, a także Małgorzata Kitta i Marta Stępkowska – pielęgniarki instrumentariuszki oraz Agnieszka Zajączkowska i Magdalena Kurpisz – pielęgniarki anestezjologiczne.
Wymieniamy ich wszystkich, ponieważ należą im się ogromne brawa, szacunek i (mamy nadzieję) premia. Szalenie trudna i wyczerpująca operacja pozwoliła nie tylko odzyskać pacjentce mobilność, ale i pozwoliła na rozpoczęcie spokojnego powrót do normalności.