Historia zakupu portalu społecznościowego przez Elona Muska od samego początku, delikatnie mówiąc, nie jest usłana różami. Zrywane i rozpoczynane ponownie negocjacje, astronomiczna suma 44 miliardów dolarów i wreszcie potężne zwolnienia grupowe zaraz po przejęciu firmy – to wszystko obiło się negatywnie tak na wizerunku, jak i na wartości Twittera. Szybko wyszło na jaw, że cięcia kadrowe okazały się za ostre i pozostały na stanowiskach zespół nie jest w stanie równie dobrze zarządzać i utrzymywać mocy przerobowych portalu. Próbowano temu zaradzić przepraszając i wysyłając oferty powrotu do pracy zwolnionych.
Wprowadzanie łóżek do biur Twittera może budzić zaniepokojenie urzędników z dwóch powodów. Po pierwsze, jak przekonuje w rozmowie z The Washington Post rzecznik biura kontrolującego nieruchomości Patrick Hannan, budynki biurowe formalnie nie są dopuszczone jako miejsca do mieszkania. Przestrzeń rezydencjonalna i biurowa mają osobną klasyfikację i łączenie ich na własną rękę jest w USA wbrew prawu, choć z pewnością opłaca się firmie, która nie musiałaby zapewniać pracownikom noclegu.
Drugi potencjalny problem to tak zwany „crunch”. Termin ten przechodzi powoli do języka potocznego z branży produkcji gier video i oznacza intensywną i długą pracę po godzinach w związku ze zbliżającym się terminem realizacji projektu. To bardzo niezdrowa praktyka, która szybko doprowadza do wypalenia pracowników. Czy zatem łóżka w biurach mogą oznaczać, że pracownicy zwyczajnie mają pracować od otwarcia do zamknięcia oczu? Jakiś czas temu jedna z dyrektorek portalu chwaliła się poziomem zaangażowania w pracę pod hasłem #SleepWhereYouWork, czyli śpij tam, gdzie pracujesz. Nie jesteśmy pewni czy to najzdrowsze podejście do kwestii równowagi między działalnością zawodową, a prywatną.
Pytani o sprawę przez magazyn Forbes pracownicy Twittera przyznali, że nikt im o zmianach i pomyśle łóżek nie wspominał wcześniej. Po prostu w ciągu jednej nocy się pojawiły w biurach.
- Nie wygląda to dobrze, to oznaka braku szacunku – komentowali.
Źródło: The Guardian