Muse - Will Of The People. Recenzja najnowszego albumu grupy

i

Autor: Screen z Instagrama/muse Muse, "Will Of The People" - recenzja

Taka jest wola ludu. Muse - "Will Of The People". Recenzja najnowszego albumu grupy

2023-06-05 9:55

19 sierpnia ukazał się wyczekiwany przez cały rynek muzyczny najnowszy album grupy Muse. Już pierwsze single jasno dawały do zrozumienia, że brzmieniowo płyta “Will Of The People” poszła w innym kierunku, niż wydana cztery lata temu “Simulation Theory”. Co ostatecznie z tego wyszło? Naprawdę sporo dobrego.

Ostatni album Muse, Simulation Theory, ukazał się pod koniec 2018 roku, kilka miesięcy później zespół ruszył w udaną trasę, promującą wydawnictwo, która zakończyła się w październiku 2019 roku. Trzeba więc przyznać, że zespołowi całkiem się poszczęściło, gdyż okres promocji albumu zakończył się dosłownie na chwilę przed tym, jak pandemia koronawirusa pozamykała wszystkich muzyków w domach, uniemożliwiając im koncertowanie. Czas pokazał, że okres ogólnoświatowej blokady sprawił, że artyści zabrali się za pracę w studio - dzięki temu w ciągu ostatnich dwóch lat albumy wydali m.in. Panowie z AC/DC, Paul McCartney, Foo Fighters, The Smile, Slash i spółka, Scorpions, Korn czy Red Hot Chili Peppers. To samo zrobili muzycy Muse, dzięki czemu niecałe cztery lata po poprzedniej płycie dostaliśmy kolejne wydawnictwo.

Muzyka rockowa lat 2000. - zagranica. Jakie albumy zdefiniowały ten okres?

Powrót do czasów dystopii

Simulation Theory mogła być dla niektórych fanów Muse zaskoczeniem (dla mnie była). Album odszedł od mocniejszego brzmienia i mrocznych tematów w stronę klimatu lat 80-tych,  syntezatorów i optymistycznego spojrzenia na takie wydarzenia na świecie jak Brexit, czy wybory prezydenckie w USA w 2016 roku. Chwilę po zakończeniu promowania tej pigułki szczęścia przyszły naprawdę trudne czasy, niemal jak żywe spełnienie tego, o czym Muse śpiewali na takich krążkach jak Absolution czy The Resistance. Stało się oczywiste, że Panowie mają jak na tacy podany materiał, nad którym mogą pracować, że muszą zmierzyć się z rzeczywistością o której kiedyś tylko niewinnie fantazjowali. Prace nad albumem rozpoczął Matt Bellamy, który podczas szczytu pandemii, w czerwcu 2020 roku przebywał w Los Angeles. Jak sam powiedział w rozmowie z “The Guardian” nie miał w planach powrotu do tematu dystopii, ta jednak działa się na jego oczach - COVID-19, protesty Black Lives Matters, zmiany klimatu i pożary nimi spowodowane, do tego narodziny córki.

Był taki moment, kiedy przebywałem w USA, kiedy czułem się jakbym grał w  “Mad Maxie 2”. Wydawało mi się, że jesteśmy o krok od całkowitego chaosu - powiedział w rozmowie “The Guardian” Bellamy.

Taka jest wola ludu

Na Will Of The People mamy więc powrót, zarówno muzyczny, jak i tekstowy, do szczytowego momentu sławy Muse, do wątków, które po raz pierwszy w tak dużym stopniu zostały poruszone na wydanym w 2003 roku krążku Absolution. Sugeruje nam to już okładka płyty, przedstawiająca głowy muzyków zespołu, zamienione na obalane pomniki, wokół których biegają ludzie. Mamy więc do czynienia z wizualną anarchią, dystopijnym chaosem, którego wrażenie najbardziej oddaje ciepła, wręcz gorąca kolorystyka. Po słowach Matta można powiedzieć, że wprost odnosząca się do filmu Mad Max, ale też do sytuacji, których przyszło mu być świadkiem. 

Aby móc coś więcej powiedzieć (czy też napisać) na temat płyty, trzeba się z nią osłuchać, jest to konieczne, żeby wyłapać różne smaczki, wskazać gorsze momenty. Rozpoczyna się bardzo dobrze - numer tytułowy już od pierwszych nut ustanawia nam klimat całego albumu. Wymawiany bardzo szybko przez chórek zwrot “The will of the people” i rytm piosenki powodują, że niemal od razu do głowy przychodzi numer The Beautiful People Marilyna Mansona i tak samo jak on wciąga. To jak powrót do muzycznych korzeni, a śladem tym podążają genialny, bardzo industrialny z wyróżniającą się perkusją i świetną solówką, której nie powstydziliby się Panowie z Metalliki, Kill Or Be Killed i Won’t Stand Down. Chociaż mnie ten numer nie porwał jakoś szczególnie i teraz też nic się nie zmieniło, to fajnie było usłyszeć w pierwszym singlu, jak Muse wracają do czasów mojego ukochanego Absolution. Dużo lepiej i ciekawiej wypada w porównaniu z tym utworem numerem zamykający krążek wymowny i nieco ironiczny We Are Fucking Fucked, w którym bardziej na pierwszy plan wychodzi Chris ze swoim basem. Nie kończymy z optymistycznym akcentem.

Różnorodność

Gdy wydaje nam się, że Panowie całkiem zapomnieli o brzmieniu syntezatorów na rzecz ostrej gitary i mocnej perkusji, dostajemy świetny Compliance. Nie powinny dziwić skojarzenia z numerem Uprising i albumem The Resistance - muzycznie to podobny klimat, nieco bardziej jednak przywodzący na myśl brzmienie lat 80-tych, jednak tekstowo Compliance to swoisty antysystemowy protest-song, krytykujący elitarne grupy, próbujące podporządkować sobie te niżej położone, głównie za pomocą wytworzonych przez siebie zasad i idei. Do singla powstał też teledysk, nawiązujący do filmu Looper, który został nakręcony w… Polsce! Brzmieniowo gdzieś w tym samym miejscu sytuują się Verona i Euphoria, z czego ten drugi kawałek wypada zdecydowanie ciekawiej swoim glam rockowym klimatem z nutą progresywnego charakteru i hard rockową solówką.  Sporym zaskoczeniem może być numer Liberation, który kojarzyć się może z muzyką grupy Queen - ten spokojny początek i narastające napięcie, które wybucha, do tego chórek, dźwięki piano, charakterystyczny falset Matta, teatralno-operowy klimat i mamy coś pomiędzy Bohemian Rhapsody i Somebody To Love. Materiał na kolejny koncertowy faworyt, chociaż trzeba zwrócić uwagę na tekst, wprost odnoszący się do protestów społecznych, ich znaczenia i krwawego tłumienia przez władze. Takich zabaw konwencją jest tu więcej - wystarczy posłuchać wydanego jako piąty singiel You Make Me Feel Like It’s Halloween - wydaje się, że to swoisty muzyczny żart, jednak jest to piosenka o ofiarach przemocy domowej, która zbierała swoje żniwo w trakcie pandemii, co w wyjątkowy, metaforyczny sposób pokazuje filmowy teledysk.

Nie wszystko musi przypaść ludowi do gustu

Nie będę ukrywać - nie jestem fanką ballad, lubię muzykę, która wywołuje w słuchaczu emocje mocnym brzmieniem, połączonym z błyskotliwym tekstem. Choć Ghost (How Can I Move On) ma to drugie, bo opowiada o ludziach, którzy w trakcie pandemii stracili swoich bliskich, to równocześnie muzycznie kojarzy mi się z debiutem Muse, za którym naprawdę nie przepadam. To nie znaczy, że jest to zły numer, na pewno znajdzie swoich zwolenników, sama bardzo chciałabym go usłyszeć na żywo, myślę, że wtedy odebrałabym go zupełnie inaczej. Zastanawia mnie też, co się właściwie stało z basem na tym albumie? Will Of The People brzmi, jakby pracowali nad nim tylko Matt i Dominic, strasznie mi brakuje w tym wszystkim Chrisa, który pojawia się dopiero na sam koniec. Różnie też można podejść do muzycznej różnorodności na tym krążku. Jak powiedział sam Matt, “wolą” wytwórni było, aby zespół nagrał album z największymi przebojami, tak więc na Will Of The People mamy cały przekrój gatunków, po które grupa sięgała na swoich poprzednich wydawnictwach. Czasem brak jednolitości, z drugiej strony jednak te bogactwo brzmieniowe może być bardzo ciekawe. Projekt ten to tylko dziesięć utworów, trwających łącznie nieco ponad 37 minut - o wiele za krótko i o wiele za mało. Will Of The People kończy się, gdy człowiek tak naprawdę dopiero zaczyna się we wszystko wsłuchiwać.

Gdy czarne wizje stały się rzeczywistością

Byłam bardzo ciekawa tego albumu. Znając twórczość Muse chciałam sprawdzić, jak Panowie skomentują rzeczywistość, która stała się niejako spełnieniem wizji, które przedstawiali na Absolution, The Resistance czy The 2nd Law, które tam jawiły się bardziej jako ciekawostki, fantazje. Zespół nigdy nie bał się poruszać ważnych, społeczno-politycznych tematów, które ubierał w świetne rockowe brzmienie, umiejętnie łącząc je z elektroniką, alternatywą czy nawet orkiestrą. Will Of The People to wyjątkowy krążek, pokazujący Muse w pigułce, będący, jak obiecali sami muzycy, powrotem do uwielbianych przez fanów rockowych klimatów. Na pewno będzie w czołowych pozycjach muzycznych podsumowań roku. I słusznie.

Ocena - 4,5/5