Obecnie serwis streamingowy oferuje artystom przelicznik w postaci przedziału 0,003-0,005 dolarów za pojedyncze odsłuchanie utworu. Poprawienie działalności „Discovery mode” ma oddać w ręce artystów narzędzia, z których mogły korzystać do tej pory głównie większe wytwórnie. Spotify otwiera się na szerszą współpracę ponieważ na rynku widać poważną zmianę: obok gigantów jest sporo miejsca dla niezależnych i wydających się samodzielnie. O sprawie donosi Billboard.
Niektórzy mówią jednak, że zagranie Spotify nie jest wcale ruchem na korzyść artystów. Po pierwsze korzystanie z narzędzia oznaczać będzie dodatkowe obniżenie już teraz potencjalnie niewielkich wyników finansowych. Dla największych międzynarodowych graczy, ze środkami na promocję w komercyjnych i publicznych mediach osiągnięcie zysku przy pierwotnym przeliczniku było możliwe. Dla niezależnych i mniejszych praktycznie nie do zrealizowania. Zatem dodatkowe obniżanie tych stawek nie jawi się się jako specjalny krok naprzód. Po drugie, nie ma żadnej gwarancji, że to pomoże i próba promocji przez „Discovery Mode” przyniesie zwrot zainwestowanych środków.
Rozwiązanie skrytykował już amerykański Kongres, nazywając go po prostu kolejną formą mechanizmu „payola”. To zwyczajowa nazwa nielegalnego procederu porównywalnego do łapówkarstwa. Polega na tym, że wytwórnie płacą mediom za puszczanie wydawanej przez nie muzyki w odpowiednim czasie antenowym. Dziennikarze sobie dorabiają, stacja też, wydawca odbierze sobie w tantiemach, koło się kręci, ręka rękę myje. Praktyka ta została zakazana przez prawo USA: można puszczać nagrania w takim trybie tylko wtedy gdy pojawi się powiadomienie słuchaczy, że to treść sponsorowana. Nie wlicza się go też w „normalny czas antenowy”. Dziś payola jest używana nie tylko do muzyki: określa opłacone przedstawienie czegoś w pozytywnym świetle, co udaje normalną część programu, będąc w istocie reklamą lub promocją.
Polecany artykuł: