Każdy, kto choć raz był na rockowym czy metalowym koncercie z pewnością bardzo dobrze wie, czym jest pogo. Jest to niezwykle charakterystyczny rodzaj grupowego tańca, polegający na odbijaniu się od siebie i wzajemnych przepychankach. Pogo od zawsze kojarzone jest stricte właśnie ze światem ciężkich brzmień i społecznością metalowców czy punkowców.
Niestety, nie brak głosów, że tego typu elementów niezwykle typowych dla koncertowego świata rocka i metalu jest coraz mniej. Z pewnością wielu i wiele ma w głowie ubiegłoroczne koncerty Metalliki na warszawskim PGE Narodowym, po których nie brakowało głosów, że publika na nich obecna była dość sztywna. Tymczasem dopiero co pisaliśmy o liście zakazów, jaka obowiązywała na niedawnym występie Panów z AC/DC w Pradze. Organizatorzy wprost zdecydowali się wskazać publiczności, aby ta w trakcie pokazu nie robiła tzw. moshingu, czyli agresywnej odmiany pogo oraz slam dancingu.
ZOBACZ TAKŻE: Fani miażdżą listę zakazów na koncercie AC/DC w Czechach
Pogo na Narodowym na koncercie hip-hopowym
Tymczasem to, co wydarzyło się w miniony weekend na Narodowym dowodzi kilku rzeczy. Po pierwsze, dziś już pogo nie jest przypisane jedynie do społeczności, skupionych wokół ciężkich brzmień. Po drugie, ta forma koncertowego tańca zdaje się być zależna stricte od wieku publiczności.
Dowodem na te stwierdzenia zdaje się być to, co wydarzyło się na jednym z pożegnalnych koncertów jednego z najbardziej znanych i cenionych polskich raperów, czyli Quebonafide. W sieci aż roi się od filmików, przedstawiający tłum, odstawiający naprawdę imponujące pogo. Wszystko to dzieje się w rytm rapu, a zachęcał publikę do zabawy niejaki O.K.I., który był gościem specjalnym pokazu.
Wielu i wiele jest zdania, że pogo, jakie miało miejsce na koncercie Quebo było największym w całej historii PGE Narodowego. Miejmy w pamięci to, że na stadionie przez lata jego istnienia grały największa ikony rocka i metalu... Czyżby Janusz Panasewicz z Lady Pank miał rację twierdząc, że hip-hopowcy zastąpili dziś rockmanów?