Najlepsze solowe albumy Bruce'a Dickinsona. Oto nasz ranking - EskaROCK.pl
Sprawdź w galerii >>>

Sprawdź w galerii >>>

Autor: mat. prasowe, Materiały prasowe
Rozwiń

5. "Balls to Picasso" (1994)

To właśnie na tym albumie, który ukazał się rok po odejściu z IM, rozpoczęła się współpraca Dickinsona z gitarzystą Royem Z. Bez niego ciężko sobie wyobrazić solową twórczość wokalisty. Słychać doskonale, że Bruce chciał jak najdalej odejść od muzyki, z której był wówczas najlepiej znany. I to mu się udało. Na "Balls to Picasso" znalazła się m.in. jedna z najpiękniejszych jego kompozycji, czyli "Tears of the Dragon".

Rozwiń
foto:
Rozwiń

4. "The Mandrake Project" (2024)

Fani solowej twórczości Bruce'a Dickinsona musieli się uzbroić w cierpliwość. Na "The Mandrake Project" trzeba było poczekać prawie dwie dekady. Ale zdecydowanie było warto. Wokalista zaproponował dość eklektyczne dzieło, na którym – oprócz metalowych wpływów, rzecz jasna – nie zabrakło miejsca dla akcentów orientalnych czy latynoskich. Dickinson nie zapomniał także o epickości (finałowa 10-minutowa "Sonata (Immortal Beloved)"). 

Rozwiń
foto:
Rozwiń

3. "Accident of Birth" (1997)

W 1997 roku Dickinson postanowił wrócić do tego, co wychodzi mu najlepiej. Czyli grania metalu. Skojarzenia z Iron Maiden nasunęły się same. Również za sprawą okładki. W dodatku, do składu wokalisty dołączył... Adrian Smith, wówczas były gitarzysta Żelaznej Dziewicy. To się nie mogło więc nie udać. Ale na "Accident of Birth" nie ma mowy o ślepym kopiowaniu. Sporo tu muzycznych pyszności, z podniosłym "Darkside of Aquarius" na czele. 

Rozwiń
foto:
Rozwiń

2. "Tyranny of Souls" (2005)

W 1999 roku Dickinson wrócił na stałe do Iron Maiden, co oznaczało, rzecz jasna, że będzie miał mniej czasu na solowe dokonania. Na szczęście, nie porzucił ich zupełnie. W 2005 wykorzystał przerwę i wypuścił w świat "Tyranny of Souls". Tak właśnie powinien brzmieć heavy metal XXI wieku. Jest czad, ciężar, sporo przebojowości, ale także nie brakuje momentów bardziej nastrojowych ("Navigate the Seas of the Sun" to prawdziwe cudeńko). 

Rozwiń
foto:
Rozwiń

1. "The Chemical Wedding" (1998)

W 1998 roku Iron Maiden wydali średnio udany krążek "Virtual XI". Tymczasem Dickinson był w totalnie genialnej formie. "The Chemical Wedding" to zdecydowanie najdoskonalszy krążek w solowym dorobku wokalisty. Całość – zainspirowana twórczością Williama Blake'a, angielskiego poety i mistyka – charakteryzuje się specyficznym, mocno "dusznym" brzmieniem. Tutaj nie ma zbędnych utworów. Każda kompozycja jest niesamowicie celnym ciosem. To dzieło z tych 10/10. 

Rozwiń
foto:
Powrót
Sprawdź w galerii >>>
Zamknij reklamę za s.
X
Zamknij reklamę
...
powiększone zdjęcie
email